Jak wygląda słynny „amerykański sen” w życiu Adriana Meronka i Mateusza Gradeckiego?
Czy rzeczywistość, z jaką mierzycie się za oceanem, znacznie również się od tej w Polsce?
M.G.: Biorąc pod uwagę liczbę zajęć na uczelni i treningów, które wypełniają nam większość czasu, nasz codzienny sen nie jest zbyt długi (uśmiech). Mówiąc poważnie, cieszę się, że trafiłem do kraju,
w którym golf jest popularną dyscypliną. Możliwość łączenia studiów na East Tennessee State University z treningami pod okiem doświadczonych i utytułowanych trenerów w ramach programu stypendialnego dla młodych golfistów, to dla mnie wielka rzecz, na którą nie miałbym szans, mieszkając w Polsce. Natomiast, moim zdaniem sam standard życia nie różni się znacznie od tego
w naszym kraju.
A.M.: Niestety, wciąż, mimo wysiłków wielu osób, Polacy postrzegają golfa przez pryzmat stereotypów. Większość osób nigdy nie miała okazji być na prawdziwym obiek¬cie golfowym
i przekonać się, czym naprawdę jest ta gra. Tutaj wygląda to zupełnie inaczej. Nawet moi wykładowcy z uczelni grywają i kiedy przedstawiam im swój kalendarz startów, są bardzo zado-woleni, wyrozumiale podchodząc do moich nieobec¬ności na zajęciach. Zgadzam się z Mateuszem,
że o ile infrastruktura golfowa jaką mamy do dyspozycji to zupełnie inny świat w porównaniu
do polskich standardów, o tyle w życiu codziennym nie odczuwamy większych różnic.
Jesteście uważani za największe nadzieje polskiego golfa. W ciągu roku spędzacie ze sobą mnóstwo czasu. Wspólne liceum, uczelnia, zgrupowania, zawody. Czy zwyczajnie nie macie czasem siebie nawzajem dość?
M.G.: Pewnie jakby zliczyć wszystkie dni, które spędzamy razem, to tego czasu wyszłoby naprawdę mnóstwo. Najważniejsze jest, że robimy w życiu to, co kochamy. Ponadto, nasze partnerki bar¬dzo dobrze się znają, co wpływa na jeszcze częstsze wspólne spotkania. Z Adrianem, wzajemnie
się wspieramy i to chyba jest najważniejsze w naszej przyjaźni.
A.M.: Zdarza mi się, jak każdemu czło¬wiekowi, mieć takie dni, kiedy mam dość wszystkiego. Wtedy chcę pobyć chwilę sam ze sobą, ale to szybko przechodzi. Cieszę się, że, będąc daleko od domu, jesteśmy tu we dwóch i zawsze możemy zwrócić się do siebie w każdej sprawie.
Jak sami podkreślacie, jesteście dobrymi przyjaciółmi. Czy taka zażyłość nie przeszkadza
w rywalizacji na polu?
A.M.: Myślę, że mamy do tego zdrowe podejście. Wiadomo, na zawodach każdy chce wypaść
jak najle¬piej i sentymenty trzeba porzucić już przed pierwszym uderzeniem. W końcu
po to trenujemy, aby osiągać dobre wyniki i zwyciężać, również ze sobą nawzajem. Z kolei,
po zakończeniu turniejów, wszystko wraca do normy.
M.G.: Ja jestem nawet zdania, że nasze relacje mogą być tak dobre również dzięki temu, że jeden napędza drugiego do rywalizacji. Zwłaszcza, że obaj dysponujemy różnymi atutami i możemy wzajemnie podpatrywać rozwiązania danych sytuacji na polu.
Jak wygląda Wasz typowy dzień w Tennessee? Czym charakteryzują się Wasze treningi?
A.M.: Zaczynamy dość wcześnie rano od zajęć na uczelni. Na pole wychodzimy ok. godziny 13,
gdzie codziennie przez kilka godzin trenujemy wszystkie podstawowe elementy gry, czyli putting, chipping, a także uderzenia na driving range’u. Technikę ćwiczymy pod okiem trenera Freda Warrena. Dodatkowo, ważną częścią szkolenia jest trening siłowy, który odbywamy pięciokrotnie
w ciągu tygodnia. Na siłowni mamy do dyspozycji dwóch trenerów, z których jeden uzyskał najwyższy poziom TPI, czyli ukończył najbardziej prestiżowy program fitnessowy dla golfistów.
M.G.: Podsumowując, te wszystkie aktywności, o których wspomniał Adrian, w zależności
od intensywności realizujemy codziennie od trzech do ośmiu godzin z najlepszymi trenerami akademickimi. Ja, dodatkowo podczas wizyt w Polsce, współpracuję z dwoma trenerami golfowymi: Matthew Tipperem i Nickiem Lanem oraz Bartkiem Bibrowiczem, odpowiedzialnym za przygotowanie fizyczne.
Współpracujecie z trenerami, którzy wychowali wielu świetnych zawodników. Czy po tym okresie, który dotychczas spędziliście w Stanach Zjednoczonych, dostrzegacie już znaczące postępy w swojej grze?
M.G.: Zdecydowanie tak. Szczególnie wzmocniłem swoją krótką grę, nad którą muszę jednak oczywiście w dalszym ciągu pracować. Dużo czasu ze szkoleniowcami poświęcam również
na poprawę siły fizycznej, która ma w golfie kolosalne znaczenie. Mogę śmiało powiedzieć,
że miniony rok sprawił, że czuję się lepszym golfistą. Mam nadzieję, że potwierdzę to w kolejnych turniejach.
A.M.: Ja jestem najbardziej zadowolony z postępów, jakie poczyniłem w długiej grze. Uderzam piłkę nawet o 15 metrów dalej niż kiedyś. Myślę, że to dzięki systematycznej pracy na siłowni. Z kolei, jeżeli chodzi o element wymagający poprawy, to na pewno są to uderzenia w okolicach greenu, które wciąż pozostawiają wiele do życzenia.
Gdzie będzie można Was zobaczyć w tym sezonie? Jak wygląda Wasz kalendarz startów?
A.M.: Po zakończeniu sezonu uniwersyteckiego, w drugiej połowie maja wracamy do kraju
i rozpoczynamy rywalizację w turniejach europejskich. Planuję m.in. dwa starty na Wyspach Brytyjskich oraz w mistrzostwach Polski mężczyzn, a także w LOTOS Polish Open, na którym zmierzę się z zawodowcami. Ponadto, chciałbym zaprezentować się podczas Faldo Series Poland Championship na polu golfowym Gradi GC, który wraca do Polski po kilku latach przerwy. Mam dobre wspomnienia związane z tym turniejem (Meronk wygrał ostatnią edycję rozegraną w 2010 roku
– przyp. red.) i chętnie je nieco odświeżę. Sezon zakończę udziałem w mistrzostwach Europy amatorów.
M.G.: Moje plany są bardzo podobne. Oprócz rywalizacji międzyuczelnianej, od czerwca zagram łącznie w ośmiu turniejach, po połowie w Polsce i zagranicą. Przed nami dużo gry na różnych polach przeciwko wymagającym przeciwnikom. Mam nadzieję, że z jak najlepszymi wynikami.