Po szóstym turnieju eliminacyjnym tegorocznych rozgrywek WGPC rozmawiamy z Przewodniczącym Rady Nadzorczej ID Marketing – Robertem Kusiakiem
Polska jest krajem odwróconym
Golf. Po tylu latach mieszkania we Francji czuje się pan bardziej Polakiem, czy Francuzem polskiego pochodzenia?
R.Kusiak – Jestem Polakiem z Polski, który ponad dwadzieścia lat mieszkał we Francji. Zresztą, nie tylko we Francji, ale i w Niemczech, a nawet pół roku w Japonii. Ale jestem ponad wszelką wątpliwość Polakiem. Przecież moja mama pochodzi, jeśli chodzi o korzenie, ze Lwowa, a tata z Krakowa. Czy może być bardziej polska mieszanka krwi? Rodzice poznali się po wojnie we Wrocławiu i ja się tam urodziłem. Miasto jest wprawdzie takie, międzynarodowe, ale przecież jego polskie korzenie są niekwestionowane. Jestem Polakiem, dumnym z tego, że pochodzi z Wrocławia.
Golf. Mieszkał pan tyle lat za granicą, że chyba była okazja zmienić obywatelstwo na „bardziej światowe”?
R.Kusiak – Przez prawie dwadzieścia osiem lat mieszkania za granicą mogłem to zrobić ze trzy razy. Obywatelstwo mogłem zmienić zarówno w Niemczech, jak potem we Francji jeszcze ze dwa razy. Najpierw, po 7-8 latach pobytu, a później, gdy tam urodziły się moje dzieci i istniała prosta możliwość „stania się” Francuzem. Miałem zresztą taką propozycję, jednak jej nie przyjąłem. Pochodzę z rodziny o tak wielkich tradycjach patriotycznych, że to w ogóle nie wchodziło w rachubę. Wprawdzie tu w Polsce przed wyjazdem wiele nie zwojowałem, ale tęskniłem do niej jak do matki. Tata przez cały czas mego pobytu na zachodzie robił wszystko, żebym wrócił do kraju. Zmiana obywatelstwa byłaby wobec rodziny rodzajem zdrady.
Golf. Jak zatem znalazł się pan na zachodzie Europy na tak długo?
R.Kusiak – Spędziłem na zachodzie wiele lat. Najpierw w Niemczech, a potem we Francji. Miałem paszport, ale nie miałem wizy. Chciałem tam pozostać długo, dlatego byłem zmuszony zdecydować się na azyl.
Golf. Co zatem pan zwojował na zachodzie?
R.Kusiak – Byłem bez pieniędzy, dlatego musiałem robić wszystko, co możliwe, żeby się utrzymać przy życiu. A nie za bardzo miałem zdrowie do ciężkiej pracy fizycznej. Po szkole średniej w Polsce, miałem wyobrażenie o świecie, ale żadnych umiejętności zawodowych. Imałem się więc różnych zajęć i w końcu zacząłem regularnie pracować. Zupełnie przypadkowo w 1980 roku podjąłem dzienne studia na kierunku psychologia społeczna. Moja specjalizacja pozwoliła na podjęcie pracy w wydawnictwie Figaro, należącym do grupy Hersant. Zajmowałem się tam organizacją kolportażu. Po 10 latach pracy w Figaro zostałem oddelegowany na 6 miesięcy do Japonii. Moi francuscy pracodawcy podjęli współpracę z wydawnictwem japońskim, które chciało via satelita transmitować do Europy swoją gazetę i tu ją drukować dla Japończyków, żyjących w Europie. Gazeta ta – Youmuri Shimbun, wychodziła drukiem dwa razy dziennie. Ranne wydanie to około 10 milionów, a wieczorne około 5 milionów egzemplarzy. W liczbie tej było zawarte około miliona gazet wydawanych za granicami Japonii. To była wtedy i nadal jest największa gazeta na świecie pod względem nakładu.
Golf. I nie pozostał pan w Japonii?
R.Kusiak – Takie były założenia wyjazdu. W Japonii przez pół roku nauczono mnie zawodu, a potem wróciłem do Francji, by prowadzić ich przedstawicielstwo na wyuczonych zasadach. Jednak po dwóch latach japońscy inwestorzy się wycofali, a ja dobrałem sobie francuskich partnerów i jako dyrektor pozostałem w firmie. Byłem już wtedy członkiem międzynarodowej organizacji wydawców prasy World Association Newspapers.
Golf. Co pana zachęciło do powrotu do Polski?
R.Kusiak – Po raz pierwszy przyjechałem do Polski w 1989 roku na pogrzeb swojego teścia, na „list żelazny”. Wystawiła mi go prefektura w Wersalu, a potwierdziła polska ambasada. Zapoczątkowane w tamtym roku zmiany społeczno-polityczne i gospodarcze przeobrażenie polskiej rzeczywistości zachęciły mnie do powrotu i pozostania na stałe.
Golf. Jak zaczęły się pana związki biznesowe z krajem?
R.Kusiak – Podczas jednego z pobytów w Polsce poznałem dwóch wspaniałych ludzi. Andrzej Jonas był wtedy wiceprezesem Stowarzyszenia Dziennikarzy, a Włodzimierz Gogołek był w tym czasie prezesem PAP. Spotkaliśmy się ponownie w USA na odsłonięciu Pomnika Zaginionych Dziennikarzy. Rozmawialiśmy o polskiej rzeczywistości, a wtedy oni namówili mnie do powrotu do Polski i wejścia tu w biznes. I tak się stało. W 1995 roku zainwestowałem pierwszy milion dolarów w Polsce. Wykreowalismy parę ciekawych rzeczy. Po kilku latach rozstaliśmy się, a ja osobiście kontynuowałem prowadzenie dwóch firm w Polsce i jednej, która funkcjonowała we Francji. W 1999 roku dostałem od spółki giełdowej we Francji propozycję sprzedaży mojej francuskiej firmy i zdecydowałem się na transakcję. Pozyskane środki ponownie zainwestowałem w Polsce, m.in. w produkcję musicalu. Zaproponowano mi ponadto stanowisko wiceprezesa w Izbie Inwestorów Zagranicznych w Polsce oraz zaproszono do Polskiej Rady Biznesu.
Golf. Skąd miał pan czas na golfa?
R.Kusiak – Początkowo to nie była pasja. Raczej sposób na odreagowanie problemów. Gdy już się człowiekowi niczego nie chciało, brał kije i jechał na łono przyrody, odłączyć się od codziennych problemów związanych z pracą. Potem jednak zacząłem jeździć na pola coraz bardziej regularnie, w każdy weekend, jak tylko była wolna chwila. Zacząłem nawet grać dosyć intensywnie. Mam teraz handicap 10.5.
Golf. Podczas tego turnieju narzekał pan na wiatr?
R.Kusiak – Nie tyle narzekałem, co musiałem się z nim zmierzyć. Przed prawie każdym uderzeniem trzeba było precyzyjnie określić, skąd ten wiatr wieje i z jaką siłą, bo gdy nieprecyzyjnie się uderzy dość lekką w sumie piłkę, powstaje zagrożenie slajsem. Dodatkowy problem wynikł stąd, że po kilku godzinach przebywania na powietrzu, pod działaniem wiatru człowiek staje się z lekka oszołomiony i trzeba się wciąż skupiać na nowo.
Golf. Kiedy zaczęliście ze Sławkiem Pińskim rozmawiać o sponsoringu tego turnieju?
R.Kusiak – Wcześniej już byłem ze trzy razy na turnieju Invitation, towarzyszącym światowemu finałowi World Golfers Championship. Już wtedy rozmawialiśmy o polskim golfie, o tym jak w Polsce odbywa się ten turniej. Byłem też w Binowie na mistrzostwach otwierających sezon golfowy w Polsce. W zeszłym roku, gdy okazało się, że dotychczasowy sponsor tytularny się wycofuje, Krzysiu Materna namówił mnie, żeby nasza firma przejęła zwolnione miejsce. Już wtedy zainwestowaliśmy w ten turniej, a teraz postanowiliśmy być głównym sponsorem. Mamy też ambicję przyczynić się do zwiększenia jego popularności przez wprowadzenie nowych działań promocyjnych.
Golf. Co chcecie zmienić?
R.Kusiak – Ogólnie chodzi o to, żeby było ciekawiej, a o samym turnieju głośniej w Polsce. Myślimy też nad tym, żeby finałowy turniej odbywał się nie w Binowie, tylko na innym polu w Polsce, na zasadzie rotacji, aby promować golfa i jego dobrą organizację w każdym zakątku Polski.
Golf. Jest pan światowcem nie tylko w sensie biznesowym, ale i golfowym. Jak w oczach pana, człowieka, który zaczął grać na zachodzie, prezentuje się obecnie polski krajowy golf?
R.Kusiak – Polski golf, tak naprawdę, to wciąż jeszcze raczkuje. Nie ma na razie jakiejś widocznej koncepcji rozwoju. Wprawdzie w ostatnich trzech – czterech latach coś się zaczęło w tej materii zmieniać, jednak zmiany te odbierane są głównie wśród golfistów, a nie widać tego na zewnątrz. Zrzeszeni golfiści są informowani o turniejach i innych wydarzeniach golfowych, natomiast nie ma promocji i informacji związanych z propagowaniem tego sportu i związanego z nim stylu życia wśród ludzi jeszcze nie związanych z golfem. Reklamowanie turnieju na billboardzie nie załatwia całego tematu. Postronny obserwator, którego przyciągnięcie do golfa powinno być jednym z głównych celów każdej kampanii, nie ma szansy dowiedzieć się czegoś więcej i zachęcić do golfa.
Golf. Cóż zatem należałoby w tej sytuacji zrobić?
R.Kusiak – Potrzebny jest kalendarz działań na poziomie ministerialnym, regionalnym i lokalnym. Do tego trzeba podejść bardzo profesjonalnie. I wtopić cały golf w geografię regionów. Polskie regiony potrzebują tego tlenu europejskiego, rekreacji dla swojej ludności i zachęty dla turystów. To regiony powinny reklamować takie swoje miejsca, do których mieliby przyjeżdżać turyści.
Golf. Jak Polska, jako jednostka geograficzna, wygląda w oczach mieszkańców Europy zachodniej?
R.Kusiak – Polska jest dużą równiną europejską. Mamy wiele pięknych lasów i jezior, ale nasz kraj jest taki trochę „odwrócony”. Tam, gdzie u nas jest morze, jest zimno. A ciepło jest tam, gdzie są góry. Jeśli chcemy przyciągnąć ludzi nad morze, które ma wprawdzie piękne plaże, ale jest morzem zimnym, to musimy dać im coś więcej, niż tylko leżak i nadmorski deptak. To samo dotyczy innych pięknych miejsc w Polsce. Tak zachodnim, jak i krajowym turystom, przyjeżdżającym nad nasze piękne morze, w góry, nad jeziora czy w lasy, powinniśmy dać między innymi możliwość grania w golfa. Jako, że jesteśmy aktywnym członkiem Unii Europejskiej, możemy skorzystać z doświadczeń krajów, wchodzących w jej skład. Golf jest taką dyscypliną sportu, która powinna się wpisać w rozwój infrastrukturalny regionów. Jest też sposobem na rekreację i ochronę zdrowia obywateli. Przecież w golfa można zacząć grać po czterdziestce i grać prawie do starości. Potrzebne są ośrodki, hotele, baza gastronomiczna z prawdziwego zdarzenia, ułatwienia transportowe. Efekt uzyskamy, jeśli ktoś się zajmie golfem, żeby w niego inwestować. Ale jednocześnie władze regionów zrozumieją, że golf jest im potrzebny, że jest tym środkiem, który może do nich przyciągnąć i zatrzymać na dłużej turystów z pieniędzmi. Golfa można zrobić prawie z niczego. Przecież tu, gdzie jest pole Amber Baltic, były mokradła, a pole Modry Las też powstało „w szczerym polu”. Jakie efekty osiągniemy, zależy także od profesjonalnego działania środowiska golfowego. Wystarczy dobry pomysł i życzliwe zaangażowanie grupy osób zarówno z biznesowej jak i administracyjnej strony. Wtedy będziemy doganiać świat.