Nowomoda?
Kiedy zaczynałem swoją przygodę z golfem wszystko było dość tajemnicze.
Nazewnictwo, reguły, etykieta. Wszystko to było przekazywane przez tzw. Pro. Tak naprawdę reguły, które obowiązywały w naszym kraju były interpretowane przez nich i to oni byli guru na naszych polach. Jak czegoś nie wiedzieli to interpretowali po swojemu i było ok. Powoli z czasem kiedy Jacek Gazecki przetłumaczył na nasz ojczysty język Reguły Gry w golfa nasze pojęcie się zmieniło. Pozostały oczywiście rożne sposoby ich interpretacji jednak to co wpajali nam ówcześni guru, a mam na myśli etykietę pozostało w mojej pamięci do dziś. Nie jesteśmy doskonali i czasami zdarza nam się lekko jej uchybić. W końcu trzeba mieć nerwy ze stali aby nie przeklnąć pod nosem kiedy właśnie zupełnie prosty putt na birdie nam nie wejdzie, czy też wykołujemy siarczystego slajsa lub huka na pierwszym tee. Słychać wtedy znane już wszystkim i chyba kultowe nawet, na polskich polach „jak grasz baranie”. Dopóki nas to nie stresuje przymykamy na to oko i w pewnym sensie rozumiemy. W końcu każdemu z nas od czasu do czasu coś nie wychodzi. Pamiętam jednak pewne żelazne zasady z etykiety, które wpojono mi na samym początku. Było to: przepuszczać szybciej grających, nie przeszkadzać współgraczom, drzeć się na całe gardło gdy poślę piłkę w stronę innego gracza i pojawić się na polu w odpowiednim ubiorze! Z czasem gdy, jak już mi się wydawało nieco lepiej odbijałem tę małą białą piłeczkę, zacząłem się rozglądać za innym polami na świecie.
Paszporty stały się ogólnie dostępne, więc nic prócz zasobów finansowych w zasadzie nie stało na przeszkodzie, aby bywać tam i ówdzie. Pamiętając o wpojonej etykiecie jakoś nigdzie problemów nie miałem a i pola, na których miałem przyjemność grać ze mną raczej też nie.
Od pewnego czasu niektóre z naszych pól stały się atrakcyjne dla naszych sąsiadów zza morza. Chyba niestety, nie tylko ich urok jest magnesem przyciągającym ich uwagę. Nie żebym miał cokolwiek przeciw gościom. Mam natomiast wiele co do ich zachowania na naszych polach. Czasami mam wrażenie, że w ich oczach to jesteśmy jakimś trzecim światem? Niektórzy z szanownej braci golfowej zza morza zatrzymali się jak sądzę na etapie kiedy to kierowca tira, rezydujący w najlepszym orbisowskim hotelu w mieście, był wysoce cenionym źródłem dewiz. Czasy te raczej już dawno minęły, złotówka stała się wymienialna i umocniła się nawet do tego stopnia, że wszystkim swoim zagranicznym kontrahentom za dolary i euro podziękowałem i zapłaty żądam w złotówkach! Co za czasy, warto było poczekać. Ale nie o dewizach miało być. Otóż ci pożal się Boże, golfiści upodobali sobie golfowo rozrywkowe wycieczki do według ich mniemania „taniej, wódą lejącej się Polski gdzie wszystko im wolno”. Widać to niestety na polach w zachodniopomorskiem.
Pijani, po czterech na jednym meleksie przemierzają polskie farwaye i greeny. Na prostactwo i brak kultury niestety nie ma rady, ale należy je w zdecydowany sposób zwalczać. W końcu jest jedna maksyma golfowa, którą pamiętam z pierwszych lat chłonięcia golfa, a brzmi ona tak, iż na polu golfowym jesteśmy wszyscy per „ty” i równi sobie. Dyskutowałbym z tym, zwłaszcza w relacji dorosły – junior. Jednak jak do tej pory muszę przyznać, że juniorzy raczej wyczuwają dystans i chwała im za to. Co do równości to mam pewne uwagi, bowiem w stosunku do naszych gości „dewizowych”, personel na polach jakoś dziwnie boi się im zwrócić uwagę.
Otóż zdarzyło mi się ostatnio na polu ABGC zobaczyć na tee za sobą czterech „kulturalnych” Szwedów w dżinsach. Muszę przyznać, że wyjątkowo nie byli w stanie wskazującym na spożycie, jednak zachowywali się dość głośno. Lekko zdegustowany postanowiłem uprzejmie poinformować obsługę o tymże fakcie.
Jednak moja uwaga nie odniosła żadnego skutku. Panowie świetnie się bawili i do tego nieco głośno, do samego końca. Dodam jeszcze, że chyba na 5 dołku, przejeżdżał obok nich marszal w takim widocznym z daleka, żółtym meleksie. Reakcji z jego strony nie dostrzegłem żadnej! Kiedyś w Binowie też zwróciłem uwagę na kilku lekko wstawionych w dżinsach Szwedów. W końcu chyba ich z tego pola zdjęto, ale jak pamiętam raczej za stan w jakim byli niż za ubiór. Ci panowie mieli zresztą ciekawy zwyczaj podróżować we czterech na jednym meleksie. W jednym z wydań golfa zamieściliśmy fotoreportaż z pola pod Krakowem gdzie kilku panów było uprzejmych utopić meleksa.
Jest takie powiedzenie jeżeli nie wiesz jak się zachować zachowuj się przyzwoicie. Jak widać nasi goście nie znają tej maksymy. Zadziwiający jest fakt pobłażania na polach golfowych.
My sami komentujemy czasami różne zachowania, jednak sami nie reagujemy, pozostawiając to obsłudze pola. W końcu od czegoś ci ludzie na tych polach są. Pamiętajmy tylko, że pracownikom się płaci o od pracowników się wymaga, a o tym czego się wymaga to już decyduje dyrekcja. Najlepiej żeby nie było takich sytuacji, te jednak stwarzamy czasami sami. Im więcej nas na polu tym więcej będzie niestety takich sytuacji. Nie bójmy się zatem urazić kogokolwiek, kto nie rozumie jak należy się zachować. W końcu, czasami trzeba komuś powiedzieć prosto w oczy o co chodzi. Inaczej wszelkiej maści „demokraci” wejdą nam na głowę i to my będziemy musieli znosić ich przywary, a chyba nie o to chodzi? W klubie powinniśmy się czuć wprawdzie swobodnie, ale nie do przesady w końcu to przynależność doń ma nam sprawiać przyjemność, a nie męczyć.
I skoro ja np. nie lubię zwierząt, to nie rozumiem, dlaczego mam się męczyć we flajcie z kimś kto je akurat kocha tak bardzo, że zabiera je ze sobą na rundę. Nie mam nic przeciwko psom, kotom czy chomikom i ich właścicielom, dopóki są razem ze sobą w swoich domach. Ja sobie nie życzę tychże zwierzątek w restauracjach, hotelach, czy polach golfowych. I jeżeli już są takie obiekty, które to akceptują, to chcę o tym wiedzieć wcześniej, by móc je omijać szerokim łukiem!
Bo jakoś nie tęsknię za wdepnięciem w, za przeproszeniem, psią kupę czy też odganianiem się od jakiegoś szczekającego kundla. I chciałbym by mnie szanowano tak jak ja staram się szanować innych. I skoro ja mogę swoje dżinsy, jeśli już takowe posiadam, zostawić szafie to inni też to mogą zrobić, mogą również w nich pozostać na swoich polach skoro ich tam w nich wpuszczają! Są też pola gdzie nie ma znaczenia, kto jest kim i wszyscy traktowani są równo. Jako anegdota krąży już opowieść o pewnym ważnym prezesie wielkiego azjatyckiego koncernu, który robiąc wielkie oczy musiał się wrócić z tee po pitchfork do naprawy greenu. Gdy na tee został poproszony o pokazanie tegoż instrumentu, jego słowa brzmiały mniej więcej tak – czy wiesz kim ja jestem? jestem ……. prezesem tutaj padła nazwa wiodącego koncernu azjatyckiego-, której reklamować nie będziemy, usłyszał w odpowiedzi – a ja jestem ..nazwisko i imię… i bez pitchforka Pan tu nie zagra. Nic dodać nic ująć. Widać można i nie ma się czego obawiać. Tak po prostu być powinno i już! Czyli normalnie. Czego sobie i wam drodzy czytelnicy życzę.