O graniu i pograniu, czyli ewolucja golfisty.

O graniu i pograniu, czyli ewolucja golfisty

Każdy, kto wpadnie w golfowe sidła,  prędzej czy później przechodzi tę samą drogę. To podróż, która zaczyna się od zachłannego pragnienia wyników, przechodzi przez frustrację i euforię, a kończy na czystej radości z gry. Jak w każdej dobrej historii, bohater dojrzewa i zmienia się, a jego priorytety ulegają subtelnej, ale nieuchronnej ewolucji.

Na początku jest ogień. Każdy, kto dopiero odkrywa golfa, chce jak najszybciej opanować wszystkie techniczne aspekty, poprawić handicap i udowodnić sobie – i innym – że jest w stanie osiągnąć coraz lepsze wyniki. To naturalne, szczególnie u młodszych graczy, dla których rywalizacja jest nieodłącznym elementem sportu. Adrenalina, precyzja, strategia – oto, co ich napędza. Każdy centymetr bliżej do flagi ma znaczenie, każdy zbędny putt budzi rozgoryczenie, a satysfakcja z dobrze rozegranego dołka jest prawdziwą nagrodą. Na tym etapie golfista jest głodny poprawy, żądny rywalizacji i wyników. Stawia sobie coraz wyżej poprzeczkę, a jeśli ma odpowiednie predyspozycje i zacięcie – zaczyna startować w turniejach, śledzić swój handicap i pracować nad techniką.

Ale potem coś się zmienia.

Z biegiem lat ten żar zaczyna nieco przygasać. Z czasem, im dłużej trwa nasza golfowa podróż, tym bardziej priorytety zaczynają przesuwać się z wyników na… przyjemność. Nagle okazuje się, że nie każda runda musi być walką o życiówkę, a wynik przestaje być jedyną miarą satysfakcji. Drobne przyjemności – rozmowa z przyjaciółmi, cisza fairwaya o poranku, niespieszna runda w popołudniowym słońcu – zaczynają odgrywać coraz większą rolę. To właśnie ten moment, gdy przestajemy obsesyjnie analizować każdy błąd i zamiast tego zaczynamy  cieszyć chwilą. Zauważamy, że golf to nie tylko liczby.  Ja naszywam to POGRANIEM – to taki stan gdy mogę  delektować się każdą chwilą spędzoną na polu, bez presji i nieustannego liczenia uderzeń. Myślę, że zjawisko to ma swoje biologiczne i psychologiczne podłoże. Mężczyźni często dłużej pozostają w etapie rywalizacji, czerpiąc satysfakcję z poprawiania wyników i ścigania się z czasem. Kobiety szybciej dostrzegają inne aspekty gry – społeczne, rekreacyjne, estetyczne. Ale prędzej czy później wszyscy golfiści dochodzą do tej samej refleksji: golf to coś więcej niż sport. To rytuał, spotkanie, podróż, która uczy pokory i cierpliwości. Taki sposób na fajne życie!

Czy to znaczy, że dążenie do wyników jest złe?

Absolutnie nie. Rywalizacja jest motorem postępu, a ambicja sprawia, że człowiek się rozwija. Ale dopiero wtedy, gdy potrafimy oddzielić wynik od przyjemności z samej gry, stajemy się prawdziwymi golfistami. Bo w końcu nie chodzi o to, ile razy uderzyliśmy piłkę, ale o to, ile razy naprawdę cieszyliśmy się chwilą na polu.

A jeśli ktoś jeszcze tego nie dostrzega? Spokojnie, przyjdzie z czasem. Golf, jak życie, nie znosi pośpiechu.

Dwie filozofie – argumenty za i przeciw

Granie dla wyników:

✅ Motywuje do rozwoju i pracy nad techniką

✅ Uczy dyscypliny i koncentracji

✅ Daje satysfakcję z osiągania celów

❌ Może prowadzić do frustracji i stresu

❌ Ryzyko utraty przyjemności z gry

Pogranie dla przyjemności:

✅ Redukuje stres i pozwala cieszyć się chwilą

✅ Buduje relacje społeczne i umacnia więzi z innymi golfistami

\✅ Daje możliwość odkrywania nowych pól bez presji wyniku

❌ Może prowadzić do stagnacji i braku rozwoju technicznego

❌ Czasem trudniej znaleźć motywację do treningu

Lepiej grać czy pograć?

Odpowiedź zależy od etapu, na jakim się znajdujemy. Na początku golfowej drogi chęć rywalizacji i dążenie do perfekcji są naturalne i często konieczne do osiągnięcia pewnego poziomu umiejętności. Jednak prędzej czy później większość golfistów dochodzi do punktu, w którym największą wartością staje się sama gra – bez presji, za to z uśmiechem i świadomością, że golf to nie tylko sport, ale też styl życia. Może właśnie w tym tkwi jego magia?

Doświadczenie uczy, że pogoń za perfekcją jest jak horyzont – zawsze o krok dalej. I wtedy, kiedy pierwsze sportowe ambicje zaczynają łagodnieć, przychodzi nowa jakość grania – nie mniej satysfakcjonująca, ale bardziej dojrzała. Golf staje się przyjemnością samą w sobie, nieustanną podróżą bez przymusu wygrywania. Ważniejsze od liczby uderzeń staje się to, gdzie i z kim spędza się czas na polu. Pojawia się radość z samego przebywania wśród przyjaciół, dzielenia się historiami, podziwiania widoków.

Zresztą, właśnie w kameralnych rozgrywkach golf smakuje najlepiej. Wielkie, prestiżowe turnieje mają swój urok, ale towarzyszy im nieunikniony gwar, tłok i presja. Czasami trudno się skupić, na każdym kroku czuć walkę o wynik, a tempo gry dyktowane jest przez ogrom uczestników. Z kolei gra w mniejszym gronie pozwala prawdziwie przeżyć każdą rundę – bez pośpiechu, w dobrym rytmie, z przestrzenią na rozmowy, momenty ciszy i zwyczajne cieszenie się chwilą. To tu jest miejsce na żarty, na celebrowanie małych zwycięstw i na przemyślenia o tym, dlaczego tak bardzo kochamy tę grę.

Redakcja portalu
Redakcja portalu golfpl.com
http://www.tv-golf.pl