Tak naprawdę to do końca nie wiadomo, komu zawdzięczamy wynalezienie roweru. Całkiem niedawno odnaleziony szkic z końca XV w. zdawałby się wskazywać na genialnego wynalazcę Leonarda da Vinci. Jednak pewne wątpliwości, co do autorstwa jego części i ogólnego założenia, nie pozwalają na stwierdzenie, że to, co się tam znajduje, to właśnie projekt pierwszego roweru. Inne niepotwierdzone źródła mówią o Jeanie Fontana, włoskim twórcy XVI-wiecznego witraża, który po dziś dzień możemy podziwiać w angielskim kościele Stohe Poges. Natomiast pierwsze historycznie udokumentowane wydarzenie z rowerowym protoplastą w roli głównej miało miejsce w 1816 r., kiedy to baron Karl Friedrich Chiristian von Drice de Sauenbrun po raz pierwszy zaprezentował dwukołowy pojazd, odpychany nogami, ochrzczony od razu mianem „maszyny do biegania”. Jednak ówczesna technologia, jakość dróg i w sumie jego mała przydatność sprawiły, że szybko o nim zapomniano. Całkiem inaczej miały się sprawy z pomysłem braci Pierra i Ernesta Michaux, którzy w 1861 r. we Francji wpadli na pomysł zamocowania pedałów do osi przedniego koła. Pomysł okazał się nowatorski, a właśnie rozpoczętą masową produkcję przerwała dopiero wojna francusko-pruska. Ale ludzie o rowerze już nie zapomnieli. W Coventry rozpoczęto wkrótce produkcję francuskiego „wynalazku”, unowocześnionego przez Jamesa Stanleya, który obniżając znacząco masę roweru i powiększając przednie koło do monstrualnych rozmiarów, sprawił, że tak skonstruowany mógł już rozwijać znaczące jak na ówczesne czasy prędkości. Niestety, stało się to kosztem stabilności, i co tu ukrywać – bezpieczeństwa rowerzystów. Koła tej samej wielkości i napęd przenoszony za pomocą łańcucha to następny krok w kierunku udoskonalania wciąż jeszcze mało popularnego pojazdu, choć zdobywającego coraz większą rzeszę sympatyków. „Bezpieczny rower” Johna Kempa Starleya to już pełen sukces zarówno konstrukcyjny, jak i handlowy, który w krótkim czasie nabrał ostatecznych kształtów, zbliżonych do dzisiejszych i dobrze nam znanych, a jeszcze przed końcem XIX w. posiadał przerzutkę, pneumatyczne opony i tzw. wolne koło.
Pierwsze rowery przeznaczone do jazdy w trudnym i urozmaiconym terenie produkował już w latach 30. niejaki Ignaz Shwin, a wytwarzany przez niego model o nazwie Excelsior, zaopatrzony w solidną ramę i grube balonowe opony, służył na początku lat 70. wszystkim tym, którzy potrzebowali niezawodnego i taniego środka transportu. I właśnie po tę konstrukcję sięgnęli później kalifornijscy hippisi, wśród których znaleźli się późniejsi producenci rowerów górskich – Gary Fischer, Tom Ritchey, Joe Breeze, i Charles Kally – zaraz po tym, jak miejscowe władze zabroniły im jazdy na motocyklach w parku Marin. Rowery wykorzystywane początkowo do szaleńczych zjazdów, nie bardzo nadawały się do tego, aby poruszać się nimi w odwrotną niż dotychczas stronę, co spowodowane było głównie ich sporą masą i tylko jednym przełożeniem. Kolejny etap, a nawet przełom, to konstrukcja wspomnianego wcześniej Gary’ego Fischera, który montując przerzutki, trzyrzędowy support i bębnowe hamulce, stworzył pierwszy rower zdolny do poruszania się w różnych, często ekstremalnych warunkach. Za sprawą mediów, no i – co tu ukrywać – przede wszystkim genialności pomysłu o rowerach górskich zaczęło być coraz głośniej, a one same swoją uniwersalnością i nowatorskimi rozwiązaniami zaczęły podbijać serca milionów ludzi. W latach 80. na dobre ruszyła ich masowa produkcja, stając się z miejsca świetnym biznesem (dziś większość sprzedawanych rowerów to właśnie „górale”). W 1996 r. kolarstwo górskie dołączyło do grona dyscyplin olimpijskich.
Zapewne większość z Państwa to szczęśliwi (przynajmniej taką mam nadzieję) posiadacze jednośladów, ale być może ktoś zastanawia się właśnie nad kupnem lub wymianą sprzętu? Myślę że garść porad, zamieszczonych poniżej, pomoże dokonać właściwego wyboru, tym bardziej, że w tym okresie bardzo wiele firm i ich przedstawicieli zaczyna sezonową wyprzedaż tegorocznych modeli, z której naprawdę opłaca się skorzystać. Średniej klasy, dobrej jakości rower z przednim amortyzatorem możemy kupić już za około 1300 zł – to cena, za którą zapewnimy sobie poczucie, że nasze pieniądze zostały dobrze wydane, a rower służyć nam będzie jeszcze przez lata. Kupno roweru górskiego wbrew pozorom nie jest rzeczą prostą i oczywistą, tak jak by nam się to mogło wydawać. Jasne, że można pójść do supermarketu czy sklepu rowerowego, wyłożyć pieniądze i wierzyć w to, że to, co nam zaproponują, spełni nasze oczekiwania. Jednak chyba lepiej i rozsądniej byłoby dokonać świadomego i przemyślanego wyboru. Rower powinien nam służyć latami, więc tym bardziej dobrze jest wiedzieć, na co się decydujemy i jakie będą tego konsekwencje. Na początku powinniśmy odpowiedzieć sobie na pytanie, jakiego roweru będziemy potrzebować? Chodzi o to, abyśmy w przyszłości wykorzystali jak najwięcej potencjału tkwiącego w dwóch kołach, których będziemy posiadaczami. Musimy określić, czy większość czasu, który na nim spędzimy, stanowić będą długie szosowe wojaże z bagażnikami objuczonymi sporym ciężarem, górskie wycieczki, szaleńcze zjazdy czy jazda po mieście. Oczywiście, nikt nie wykorzystuje roweru tylko w jednym środowisku, ale każdy mniej więcej wie, do czego ów najczęściej będzie mu służył i na tym głównie powinien się skoncentrować przy jego wyborze. ATB (All Terrain Bike), jak sama nazwa wskazuje, to pojazdy uniwersalne, sprawdzające się prawie w każdym miejscu. To rowery górskie praktycznie przystosowane do warunków miejskich, poprzez dodanie błotników, bagażnika i świateł. Natomiast w terenie ich możliwości są ograniczone, co wcale nie znaczy, że są one tam bezużyteczne. MTB (Mountain Bike) nawet w swojej najprostszej postaci z ramą dobrej jakości i odpowiednimi oponami doskonale sprawują się w trudnym i zróżnicowanym terenie. Po dodaniu bagażnika, błotników i świateł nieźle dają sobie radę jako rowery turystyczne, a po zastąpieniu opon z grubym bieżnikiem tzw. slickami dobrze sprawdzają się w mieście. Wyższa szkoła jazdy to rowery typu Full Suspention (FS) z w pełni amortyzowanym przednim i tylnym kołem. Tu na pierwszy plan wysuwają się zaawansowane technologie, najnowocześniejsze materiały, z których wykonana jest rama, osprzęt i cała reszta. Bardzo wąska specjalizacja w tym sektorze sprzętu – od rowerów typowo crossowych, freeridowych, a na typowo zjazdowych kończąc – sprawia, że dla kogoś, kto jeździ raczej rekreacyjnie, nie będzie to najszczęśliwszy wybór.
Najważniejszym elementem, „sercem” roweru jest jego rama i to na nią głównie powinniśmy zwrócić uwagę przy zakupie. Chodzi głównie o jej wielkość oraz materiał, z jakiego jest wykonana. Oczywiście osprzęt jest też nie bez znaczenia, ale on w miarę rosnących wymagań może być wymieniany na lepszy, natomiast z ramą mogą być kłopoty. Jedną z najprostszych metod na sprawdzenie, czy rower ma ramę, której wymiar będzie dostosowany do naszego wzrostu – jest stanięcie z rowerem pomiędzy nogami i sprawdzenie, jaka odległość dzieli górną rurę od naszego krocza (powinna ona wynosić ok. 7-10 cm dla roweru szosowego oraz ok. 8 cm więcej dla roweru górskiego). Materiał, z którego wykonano ramę, ma kapitalne znaczenie, jeśli chodzi o jego wagę, sztywność i wytrzymałość. Stal jest najtańszym i zarazem bardzo wytrzymałym metalem, z którego robi się ramy. Niestety jej wadą jest spora waga, więc jeżeli już zdecydujemy się na taką ramę, to spośród wielu mieszanek wybierzmy tą o oznaczeniu Full Cro-Mo. Aluminium jest trzy razy lżejsze od stali, niestety w swojej czystej postaci jest niewystarczająco sztywne i wytrzymałe, więc aby zwiększyć jego długowieczność, producenci stosują je z domieszkami innych pierwiastków oraz odpowiednio zwiększają średnicę rur. To właśnie aluminium jest tym materiałem, który mogę śmiało polecić, nadającym się w sam raz dla osób rekreacyjnie uprawiających rowerową turystykę, nie mających zawodniczych zapędów, a ceniących sobie dobrą jakość i komfort jazdy. Ramy mogą być także kompozytowe wytwarzane z karbonu i kevlaru, których największą zaletą jest waga, rewelacyjne właściwości tłumiące drgania oraz 2,5 razy większa od stali wytrzymałość. Dla porządku wspomnę jeszcze o ramach tytanowych, które oczywiście wydają się nie mieć wad, choć ich cena jest bardzo wysoka, obróbka pracochłonna i nawet wśród zawodowych kolaży są one rzadkością.
Następnie musimy sobie zadać pytanie, ile pieniędzy chcemy i możemy przeznaczyć na zakup. Zasada jest taka, że im więcej czasu mamy zamiar jeździć, tym więcej pieniędzy powinniśmy przeznaczyć na rower. Pozorna oszczędność naprawdę się nie opłaca i obyśmy się o tym nie przekonali „inwestując” później „zaoszczędzone” przy zakupie pieniądze.
Miejsce zakupu – na pewno nie supermarket, bo nie zapewni nam: jakości, profesjonalizmu obsługi ani serwisu. Tylko specjalistyczne sklepy zaoferują nam dobry jakościowo sprzęt, fachową poradę przy jego wyborze i dużo większy wybór samych rowerów. Wiele firm zapewni nam również możliwość okresowych przeglądów, szczególnie tego pierwszego niezbędnego ze względu na potrzebę dotarcia się wszystkich ruchomych elementów, ułożenia się linek w pancerzach, nacentrowania kół i ponownego nastawienia wszystkiego.
Kolejna sprawa, o której powinniśmy mieć pojęcie, to jak się na rower ubrać. Oczywiście wszystko uzależnione jest od pogody. W ciepły dzień sprawa jest prosta – odpowiednie spodenki, koszulka i kask (zawsze niezależnie od pogody!) zapewnią nam wygodę i komfort podróżowania. Bardzo ważna jest również długość planowanej trasy i czas, jaki spędzimy w drodze. Jeśli na rowerze będziemy spędzać długie godziny, nawet mimo sprzyjających w momencie wyjazdu warunków dobrze jest zaopatrzyć się w odpowiednią garderobę, którą w razie potrzeby założymy na siebie. Najodpowiedniejszy sposób ubrania się to tzw. ubranie się na cebulkę. Ponieważ tak naprawdę wcale nie ubranie nas grzeje, a powietrze zawarte pomiędzy nim, i właśnie dlatego lepiej jest założyć dwie cieńsze bluzy niż jeden gruby sweter. Ale zacznijmy od bielizny. Ta najbliższa ciału warstwa powinna być miła w dotyku, „oddychająca”, szybko schnąca i niebrudząca się. Najlepsze będą rzeczy uszyte z tkanin rhovylon, względnie polar 100. Następna warstwa to również tkaniny z polaru (które od momentu całkowitego zmoczenia schnie ok. pół godziny), o różnych grubościach zależnych od temperatury w danym dniu. I wreszcie okrycie wierzchnie – najlepszy jest gore-tex, ale inne materiały sympatex, aquatex czy hydrotex również sprawdzają się w tej roli. I jeszcze jedno! Ważne jest, jeśli już zdecydujemy się na tego typu materiały, aby nie zakładać zwykłych ubrań w połączeniu z wymienionymi. Spowoduje to zatrzymanie odprowadzania wilgoci na tej warstwie i sprawi, że te nie spełnią swojej roli.
Nie zapomnijmy też o specjalnych odblaskowych opaskach (jeśli nie ma ich wszytych w kurtkę lub spodnie), szczególnie wtedy, gdy często poruszamy się po drogach publicznych.