Właściwie ze względu na autora polecamy jeszcze przed przeczytaniem. Może to nie ten tego… , ale jak ktoś pisze w jednej rękawiczce 🙂 to ….
Fore! “możliwość pojawienia się realnych emocji”. Nie będziemy się wymądrzać , bo czas włożyć rękawiczkę może nawet do czytania – a to zawsze warto!
Andrzej Strzelecki – ( dla nas zawsze najpierw golfista!) aktor, reżyser, autor sztuk teatralnych, rektor Akademii Teatralnej i golfista napisał książkę przygodową. O własnych przygodach. To, że – z racji swoich licznych zawodowych aktywności – nieustannie obraca się on wśród ludzi bardzo znanych i uznanych, nie zasługiwałoby na wzmiankę, gdyby nie sposób, w jaki autor postrzega siebie i innych. Jest w tej książce autoironia, poczucie humoru i dobry duch, który unosząc się nad opowieściami i anegdotami, podpowiada jak można zmagać się z upływem czasu w pastelowych kolorach i w tonacji dur, nie moll.
Pisanie… pisaniu… pisaniem… Mam wrażenie, że piszą wszyscy, a kto nie pisze – hop, hop, hop – ten jest trąba. Czytanie… czytaniem… czytaniu… Mam wrażenie, że nikt nie czyta, a kto czyta – hop, hop, hop – ten jest trąba potrójna. Z rzeczy potrójnych lubię miód pitny oraz triangiel, co robi plim w orkiestrze, a także jedną Szwedkę, przedstawicielkę kraju trzech koron i tajemnicę Trójkąta Bermudzkiego, w którym się znika bez wieści. Aby nie zniknąć bez wieści całkiem, książkę niniejszą napisałem i ulokowałem ją w butelce Iskier w nadziei, że nim ją pożre głupawy rekin, dotrze ona na jakiś ląd niebezludny. Smacznego…