Z okazji piętnastolecia istnienia pola golfowego w Binowie, odbył się wczoraj turniej i uroczyste obchody jubileuszu. Były wspomnienia, stare filmy i fotografie, pokaz sztucznych ogni, pyszny tort i wspaniała zabawa a także wiele, wiele zacnych osób. Podsumowując było jak zwykle super :). Kto nie był niech żałuje.
Wydawałoby się, że to tak niedawno było a z drugiej strony, to jakoś tak przywykliśmy jakby to Binowo od zawsze było! Ciągle coś się dzieje i właściwie to nie ma weekendu bez Binowa. Trudno znaleźć pretekst, by jechać gdzie indziej. Czasami to nawet męczy, bo ile można? :). Można jak się okazuje i trzeba. Może czasami nie doceniamy tego co mamy, ale miło jest słuchać gdy inni mówią “wy to macie fajnie w tym Binowie ciągle coś się dzieje”. I dzieje się tak od piętnastu lat! Niby to nie wiele biorąc pod uwagę historię golfa w świecie, ale jak spojrzymy na to z naszej perspektywy, to już jest niezły kawałek naszego życia! Golfowego życia! Nie jedno małżeństwo czasami nie przetrwało tyle czasu, a miłość do golfa trwa i trwa. I tylko czas jakoś tak pomiędzy palcami, niczym woda, przecieka nam zupełnie niezauważenie. A tu pstryk 15 lat minęło i tylko po niegdysiejszych juniorach widać, że czas umyka, no może jeszcze tylko to, że więcej zasapani jesteśmy wspinając się pod górę siódmego dołka, ale to pewnie wina papierochów! Bo przecież my się nie starzejemy! To tylko pole bardziej dojrzało, okrzepło i tak w ogóle…
Mówimy Binowo , ale Binowo to nie tylko pole, to przede wszystkim ludzie. Bez ludzi nic by nie było, to oni tworzą to wszystko. Począwszy od Pana Janka, który zawsze celnie typuje zwycięzców turniejów, ale już numerów na lotka nie chce podać po dyrektora Sławka, który to wszystko spina i ogarnia! Długo by wymieniać wszystkich, ale wiemy, doceniamy i dziękujemy za to, co robicie i że jesteście! Chyba mogę napisać – my klubowicze? Bo to przecież robicie dla nas!
Życzę więc sobie i wszystkim kolejnych wolniej nadchodzących piętnastek a Binowu rozkwitu i trwania dla dzieci naszych dzieci i jeszcze dłużej.
