Trzy dni po zakończeniu walnego zebrania Polskiego Związku Golfa rozmawiamy z nowym prezesem zarządu PZG – Markiem Michałowskim.
Popadliśmy, jeśli chodzi o piar, w dość trudny moment
Golf. Jak pan ocenia niedawno zakończone walne?
M. Michałowski- To było ważne wydarzenie, w trakcie którego padło wiele ciekawych uwag i pomysłów, które będzie można wykorzystać w przyszłości. Zdaję sobie sprawę, że czeka mnie wiele pracy, gdyż dotąd nie byłem działaczem związku, tylko zwykłym golfistą, który od ponad 10 lat żyje w tym środowisku. Dla mnie wiele rzeczy jest ciągle nowością. Muszę poznać, jakie są umowy, sytuacja finansowa i stan zaawansowania spraw, które realizuje PZG. A przecież mamy całkowicie nowy zarząd i komisję rewizyjną. Musimy więc rozdzielić obowiązki, znaleźć wspólną wizję tego, jak chcemy pracować.
Golf. Pieczątki i klucze już pan przejął?
M.M.- W czwartek odbyło się walne, a już w piątek spotkaliśmy się z ustępującym zarządem i nastąpiło formalne przejęcie obowiązków przez nowy zarząd. Protokoły zostały podpisane, w poniedziałek (jutro – red.) spotykam się z pracownikami biura. A już w czwartek pierwsze zebranie nowego zarządu.
Golf. Z kim, oprócz pracowników i członków zarządu spotka się pan w pierwszej kolejności?
M.M.- Rzecz jasna, chcę się spotkać z Golf24, bo to jest główny partner PZG. Muszę poznać szczegóły umowy, żeby zrozumieć zasady współpracy i jej wpływ na pracę związku.
Golf. Zatem proszę o przedstawienie naszym czytelnikom swego dotychczasowego doświadczenia menadżerskiego…
M.M.- Przez ponad 30 lat pracowałem w Budimeksie, z tego 20 lat w zarządzie, najpierw 9 lat jako dyrektor finansowy, a ostatnie 11 jako prezes tej największej firmy budowlanej w Polsce. Gdy ją przejmowałem jako prezes, w Budimeksie pracowało ponad 12 tysięcy ludzi! Przez te lata firma przeszła głęboką restrukturyzację i dziś jest jedną z najzyskowniejszych firm w branży.
Golf. A działalność typu społecznego?
M.M.- Od 10 lat jestem prezesem Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa. To jest strukturalnie bardzo podobna organizacja do PZG. Merytorycznie zajmuje się czym innym, ale budżety mają podobne, biura podobnie liczne. I tu i tu są składki, walka o sponsorów. Tam walczy się o prawa firm budowlanych, tu o rozwój golfa. Tam wypracowaliśmy sobie pozycję i poważanie. Wiem jak trzeba walczyć o dotacje, patronaty, wpływ na podejmowane decyzje w środowiskach decyzyjnych. Zamierzam oczywiście z tych doświadczeń skorzystać. Poza tym jestem członkiem Rady Głównej BCC.
Golf. Proszę też się nam przedstawić jako golfista. Kiedy i w jakich okolicznościach zetknął się pan z tym sportem?
M.M.- Stało się to w Anglii, gdzie na kilka tygodni wyjechałem, żeby szlifować język angielski. Miałem osobistego nauczyciela, u którego też mieszkałem. Ale nauka nie polegała tylko na pracy przy biurku. Pewnego dnia mój nauczyciel zapytał, czy nie zechciałbym zagrać w golfa. Nigdy dotąd nie grałem, ale byłem golfem zainteresowany, więc on, zapalony golfista – zabrał mnie na drajwing i dał pierwsze lekcje. Po powrocie do kraju na pewien czas straciłem kontakt z golfem, ale potem powolutku znów zacząłem się wciągać i od 7-8 lat gram na poważnie. Handicap mam obecnie 10.8.
Golf. Pan należy do tych graczy, którzy często zmieniają sprzęt, zwłaszcza po bardzo nieudanej rundzie?
M.M.- Nie, nie zmieniam często sprzętu, przez ostatnie 8 lat grania mam dopiero trzeci komplet. Praca w biznesie mnie nauczyła, że jak coś nie idzie, to winien nie jest sprzęt czy nasze otoczenie. Przyczyn należy szukać w sobie, dlatego ja nie rzucam kijami ani ich nie łamie, jak coś nie wyjdzie tak jak chciałem.
Golf. Ma pan w domu poparcie dla golfa, czy gra sam jak palec?
M.M.- Moja żona gra w golfa, ma hcp 27 i uczestniczy w turniejach. Często gramy razem, jednak czasami denerwuje się, kiedy próbuję jej podpowiadać. Natomiast moja córka , choć była ze mną na drajwingu, preferuje głównie taniec. Jednak, gdy się dowiedziała, że zostałem prezesem PZG oświadczyła, że w tej sytuacji i ona musi nauczyć się grać w golfa. Chętnie jej w tym pomogę.
Golf. Jaka jest pana filozofia kierowania? Ewolucja czy radykalne zmiany?
M.M. –Nie jestem rewolucjonistą. Rewolucje wprawdzie oznaczają radykalne zmiany, ale na ogół są krwawe. Praca w biznesie nauczyła mnie, że nie należy wprowadzać zmian tak długo, jak długo nie jestem pewny, że dokładnie wiem, dlaczego sprawy idą źle i – najważniejsze – wiem, jak to zmienić. A ja przecież jestem w PZG na etapie poznawania jego mechanizmów wewnętrznych.
Golf. Coś jednak trzeba robić bardziej, czy szybciej, niż coś innego…
M.M.- Na pewno sprawą numer jeden jest rozwój golfa, zaczynając od liczebności środowiska. Jak na tak duży kraj z taką liczba ludności, to środowisko golfowe jest niemal mikroskopijne. Zaledwie kilka tysięcy graczy, a najgorzej wygląda młodzieżowe zaplecze golfa. Ledwo 180 juniorów i 40 juniorek należy do naszych klubów golfowych! To łącznie zaledwie nieco ponad 200 młodych osób – z tego, co wiem, w Niemczech do klubów należy 85 tysięcy młodych osób. To jest totalna przepaść.
PZG tym się różni od pozostałych związków sportowych, że my jesteśmy na początkowym etapie rozwoju. Dlatego główne zadanie to spopularyzowanie golfa. Inne związki mogą się skupić na kadrze narodowej, wyszkoleniu największej liczby mistrzów. My musimy doprowadzić do skokowego przyrostu liczby graczy.
Golf. Jednak już powszechnie wiadomo, że golf będzie na olimpiadzie.
M.M.- To jest bardzo dobra wiadomość dla naszego związku, gdyż wiadomo, że za taką decyzją idzie większe zainteresowanie mediów i także większe pieniądze dla związku z budżetu. Łatwiej też będzie rozmawiać ze sponsorami. Jednak z czymś trzeba do nich wyjść, a ze 180 juniorów trudno wybrać i wychować mistrza olimpijskiego. Trzeba mieć z kogo wybierać. Dlatego największym wyzwaniem jest popularyzacja gola. Ale oczywiście należy zgłosić nasz akces do Polskiego Komitetu Olimpijskiego.
Golf. Co jeszcze?
M.M.- Ważna jest też integracja środowiska. Żeby było jak na tym dzisiejszym turnieju, gdzie wszyscy się lubią, uśmiechają się do siebie. Wtedy łatwiej będzie zachęcać ludzi z zewnątrz do tego, by także oni chcieli być razem z nami, bo naprawdę warto. I można przyprowadzić swoje dzieci, żony i znajomych.
Golf. Mówi się, że przydałoby się wylansować golfa przy pomocy gwiazd.
M.M.- Niewątpliwym argumentem potwierdzającym ten tok myślenia jest przykład Formuły 1. Przedtem ludzie w Polsce też się tym sportem interesowali, były transmisje. Ale teraz kiedy startuje Kubica w czasie wyścigu Polsat ma jedną z największych oglądalności. Zwłaszcza w męskiej połowie „elektoratu” – od dzieci do starców. Nie ma jednak na razie Polaka tej klasy w czołówce golfa światowego. A sprowadzenie największych gwiazd z zagranicy bardzo drogo kosztuje i przy ciągle niskim zainteresowaniu, na razie nie przekłada się na tłumy widzów na zawodach.
Golf. Jesteśmy zaraz po walnym zebraniu. Co z programu pańskiego konkurenta do tej funkcji podoba się panu na tyle, że warto by było skorzystać w pracy PZG?
M.M.- Obaj za najważniejsze uznaliśmy popularyzację golfa. On to nazwał „Golfikami” i może nawet tę nazwę wykorzystamy, jeśli oczywiście On się zgodzi, bo prawa autorskiego należą do Niego. Musimy zrobić jak najwięcej, żeby dotrzeć do środowisk młodzieżowych, do nauczycieli wychowania fizycznego. Program znalezienia sponsorów też mieliśmy obaj. Pieniądze szczęścia nie dają, ale bez nich trudno żyć. Wciąż jednak odczuwamy skutki kryzysu i odbija się to także na możliwościach zdobycia sponsorów. Musimy z golfa zrobić porządny towar, który spodoba się menadżerom i będą gotowi dać na niego pieniądze, w dłuższej perspektywie nie tylko na pojedyncze imprezy.
Golf. Oprócz kryzysu przeszkadzają też mity.
M.M.- Niestety, mamy w Polsce dwa niekorzystne dla popularyzacji golfa i zdobywania środków od sponsorów mity. Pierwszy, że w golfa będę grał, jak nic innego nie będę już mógł robić. Że to sport dla starszych ludzi. Działa to zniechęcająco na młodzież i wystarczy, że w klasie ktoś tak powie, to inni już nie chcą dotknąć kija bojąc się, że będą wyglądać na kogoś, kto już nie może uprawiać „prawdziwych” sportów.
Golf. A drugi mit?
M.M.- To ten nowy, że w golfa grają głównie szemrani biznesmeni, kombinujący politycy, a może nawet – mafiosi! Mówiąc żartem, jak twój sąsiad jest golfistą, to od razu dzwoń do CBA, bo tu jest coś podejrzanego. I naprawdę wiele osób tak myśli. Miałem niedawno kolację służbową i w trakcie luźnej rozmowy jeden z partnerów spytał o sport, czym się zajmuję. Gdy powiedziałem, że jestem golfistą on mi na to dał dobrą radę, że lepiej chyba zmienić sport, bo ten nie jest trendy… Popadliśmy, jeśli chodzi o piar, w dość trudny moment.
Golf. Zatem jakie jest wyjście?
M.M.- Gdy zostałem szefem związku pracodawców budownictwa, trafiłem na podobny moment. Przekonywałem kolegów, że musimy zmienić obraz budowlańca. To nie może być tak, że budowlaniec to ktoś, kto się bierze za robotę u nas, bo do niczego innego się nie nadaje. Ten obrazek – piwko w jednej ręce, a w drugiej łopata, żeby się nie przywrócić… Musieliśmy niemal błagać w Ministerstwie Edukacji, by nie zamykali ostatnich szkół z tym kierunkiem, bo nikt nie chciał się w nich uczyć. Że to się zmieni, że mamy cały program działania. I dało efekt.
Golf. Pomógł boom w budownictwie.
M.M.- Niewątpliwie pomógł, ale przecież czeka nas też boom w golfie! Tylko, że musimy mu w tym pomóc.
Golf. Co zatem w dziedzinie piaru? Według nas, warto zacząć od porządnych mistrzostw Polski dziennikarzy w golfie. Bo wciąż to jest rachityczna impreza dla nielicznych, a przecież to dziennikarze powtarzają i utrwalają niekorzystne dla golfa mity, lub je obalają.
M.M.- Oczywiście, że tak. Trzeba jednak przygotować atrakcyjny program, który z jednej strony przyciągnie jak najwięcej dziennikarzy a z drugiej pozwoli przekazać im jak najwięcej informacji o tradycji, zasadach i etykiecie golfa. Wszystko to da się zrobić, tylko po kolei i z konkretnym, przemyślanym planem. Jednak dużo lepiej się pracuje, gdy nie ma kłopotów finansowych. Sytuacja PZG nie jest zła, bo prezes Mondalski oszczędnie gospodarował. Ale budżet PZG jest niewielki. Na większe potrzeby, trzeba zdobyć dodatkowe środki. Sądzę, że mimo istniejącej sytuacji, jest to możliwe.
Golf. Na jakich turniejach można będzie pana zobaczyć osobiście?
M.M.- Na pewno na organizowanych przez PZG, gdzie jako prezes będę wręczać zwycięzcom puchary. Najbliższy jest matchplay, będę też na zawodach juniorów, żeby się przyjrzeć zapleczu sportowemu, jakie mamy w PZG. Są też turnieje, w których uczestniczę dla osobistej przyjemności, jak choćby turnieje Marka Gaika, który potrafi stworzyć wspaniałą atmosferę…