Bułgaria & Golf
– dlaczego mimo wszystko jechać prosto i jak odmawiać głową.
Trzy lata temu, moja lepsza połowa zagadnęła, że może na wakacje wybierzemy się do Bułgarii.
– Co, do kraju postkomunistycznego? – oburzyłem się.
– Nie po to mamy wolność i jesteśmy w Unii, żeby jeździć po „bloku wschodnim”!
Moje męskie ego wymazało fakt, że Bułgaria także została członkiem unii europejskiej. Koniec końców temat wakacji odszedł na dalszy plan, a los sprawił że musieliśmy w maju wyjechać w „sprawach służbowych” właśnie do Bułgarii. W związku z tym że pobyt mieliśmy zaplanowany na blisko dwa tygodnie, a miejscem docelowym miał być położony nad morzem czarnym Balczik, postanowiliśmy zabrać ze sobą naszego 5-cio letniego synka. Żona czym więcej czytała w Internecie o Bułgarii i samym Balcziku, tym bardziej się cieszyła na nasz wyjazd. Podróż samochodem zajęła nam dwa dni, z noclegiem w Rumunii. Przejazd przez Karpaty był trochę męczący, za to widoki zrekompensowały nam to z nawiązką. Do Balczika dotarliśmy wczesnym wieczorem. Aby nie błądzić w poszukiwaniu zarezerwowanego hotelu, starym zwyczajem spytaliśmy miejscowego o drogę.
– Na prawo! – odparł lecz ręką wskazał prosto. Było to tym dziwniejsze że po prawej był tylko deptak i morze. To było tylko preludium do miejscowej „inności”. Po bułgarsku „na prawo” znaczy prosto, „na lewo” to w lewo, a w prawo to „na djasno”.
W czasie naszego pobytu szybko okazało się, że Bułgarzy to bardzo otwarty naród, a wielu miejscowych świetnie mówi po polsku. I to nie tylko tzw. „stara kadra”, ale zdarzyło nam się spotkać młodych ludzi, a nawet dziecko, świetnie mówiących w naszym języku. Drugim miłym zaskoczeniem okazała się Bułgarska kuchnia – przepyszna! Niezwykle smaczne mięsa z grilla, frytki posypane tartym serem typu feta, sałatka szopska, która detronizuje sałatki podawane u nas pod tą samą nazwą. Świeże ryby, warzywa no i oczywiście tradycyjny bułgarski trunek, którego nie może zabraknąć na stole – rakija. Jest to blisko czterdziestoprocentowy alkohol, robiony ze śliwek, moreli lub winogron.
I tu drugie ostrzeżenie! Na pytanie „eszto adna rakija?”, jeśli chcecie odmówić, to nie róbcie tego przeczącym ruchem głowy! Tam na „tak” kiwają jak na „nie”, a na „nie” kiwają tak, jak my na „tak”! Prawda, że proste? Tak czy inaczej, można sobie szybko z tym poradzić i przy okazji nawiązać z miejscowymi nowe przyjaźnie. Nawiązaliśmy ich tak wiele, a okolica okazała się tak sympatyczna i przepiękna zarazem, że od tamtego wyjazdu co roku jeździmy z dzieciakami na wakacje do Balczika.
Dlaczego?
Po pierwsze gwarantowana pogoda i ciepłe czyste morze. My osobiście korzystamy z plaż w Albenie. Są piaszczyste, szerokie i bez nadmiernego tłoku jak w Złotych Piaskach. Woda jest idealna dla dzieci, ponieważ długimi fragmentami ciągnie się płytkie dno.
O jedzeniu i swojskich klimatach, pisałem już wcześniej (stara zasada mówiąca że należy jeść gdzie jedzą miejscowi, sprawdza się jak wszędzie).
Atrakcyjne ceny.
Nie daleko na półwyspie Kaliakra znajduje się farma małży wraz z restauracją, gdzie zjemy owoce morza przyrządzone na kilkanaście sposobów. Ja osobiście zamawiam małże „natiurel”. Porcja 600 g. kosztuje 4,50 leva (niecałe 9,- zł) i do tego butelkę białego wina za 12,- leva (20,- zł). Bułgarzy potrafią robić naprawdę bardzo dobre wina. Szkoda tylko, że do polski importuje się te gorsze.
Jest także co zwiedzać. W Balcziku znajduje się letnia rezydencja królowej rumuńskiej (pozostałość po czasach gdy te rejony należały do Rumunii), wraz z ogromnym i przepięknym ogrodem botanicznym.
Golf. Nas, jako miłośników dyscypliny, ucieszyło sąsiedztwo trzech pól golfowych.
Lighthouse Golf Resort – Ian Woosnam Design; Black Sea Rama Golf i Thracian Cliffs Golf and Spa zaprojektowane przez Gary Playera. Wszystkie zapewniają wspaniałe widoki na Morze Czarne, a Thracian jest wręcz bajecznie usytuowany w jego bezpośredniej bliskości, na samym klifie. Niestety pole zostanie ukończone w 2011 roku (w tym roku ruszy pierwsza dziewiątka).
Na szczęście otwarte są dwa pozostałe, a są to pola na wysokim światowym poziomie.
Lighthouse Golf Resort zaprojektował sławny Ian Woosnam, zawodnik który wygrał najwięcej turniejów, niż jakikolwiek inny brytyjski golfista. Jako kapitan, poprowadził w 2006 roku drużynę Europy, do zwycięstwa w pucharze Ryder Cup. Przez wielu, ówczesny pojedynek Europy z USA, został okrzyknięty jako najlepszy pojedynek w historii Pucharu.
Muszę przyznać, że pole także wyszło mu nieźle. Lighthous Golf Resort jest typowo developerskim przedsięwzięciem, z apartamentami, domkami i hotelem. Ma to swoje dobre strony dla maniaków golfa, gdyż nie tylko mają blisko na pole, ale mogą piechotą przejść na sąsiednią Black Sea Rame. Na szczęście sposób i rodzaj zabudowy nie przeszkadza w grze, ani nie przysłania nam widoków. Dla golfistów i osób im towarzyszących w większości oferowanych pakietów, resort zapewnia stały transport na plażę i z powrotem, oraz oczywiście z i na lotnisko. W domku klubowym znajdziemy dobrze zaopatrzony pro shop, restaurację, a nawet symulator golfa. Poza tym na terenie znajduje się darmowy, duży chipping and putting practice green, i drugi mniejszy z pochyłościami, rouch’em i dwoma bunkrami. Jest też driving range gdzie mamy stanowiska do wybijania piłek z mat a także z trawy.
Co do samego pola, jest to 18-to dołkowe pole PAR 71, o długości 6 100 m., umownie podzielone na cztery sekcje: GREEN – otwarte „pofałdowane” tereny, LAKE – dołki w towarzystwie wody, FOREST – gdzie drzewa wpływają na sposób gry, MARINA – z pięknymi widokami na morze. Do moich ulubionych, lecz nie koniecznie najłatwiejszych, zaliczam „pofałdowany” dołek piąty – par 5, na którym precyzyjne zagranie piłką ma znaczenie, a bunkry potrafią jeszcze tylko skomplikować naszą nie zawsze dobre położenie.
Dziesiątka – par 4, z fairwayem podzielonym przez rouch i bunkry na trzy części, z wodą po prawej stronie.
Czternastka – par 3 z przepięknym widokiem na morze i greenem ostro pochylonym w lewo, który z prawej jest chroniony przez drzewa i bunkier.
Kolejny dołek par 5 to szesnastka, skręcająca w prawo, ze zróżnicowaniem wysokości. Dość wąski fairway sprawia trudność przy drugim strzale a woda po prawej stronie przed samym greenem jest przyczyną dodatkowego stresu. Na koniec osiemnastka, długie par 4. Przy tee shot’cie trzeba uważać na wodę po prawej i niewielkie wzniesienie z bunkrami po lewej. Dostanie się na green drugim dłuższym strzałem, nie należy wcale do najprostszych zadań. To tylko moje typy, ale pole tak naprawdę, praktycznie nie ma przeciętnych dołków. Wierzę, że każdy powinien być zadowolony z rozegranej rundy. W zeszłym roku przede wszystkim grałem na tym polu, natomiast w tym roku zamierzam „poznęcać się” nad Black Sea Ramą Gary Playera.
Reasumując, Bułgaria okazuje się bardzo fajnym miejscem na aktywne, bądź leniwe spędzanie wakacji. W Balcziku znajdziemy stylowe hotele, piękne jachty zacumowane w porcie, ale też i swojskie klimaty z „domaszną” (domową) rakiją. Na miejscu można bez obaw posługiwać się kartami płatniczymi, a gotówkę najlepiej podejmować z bankomatów (wychodzi taniej niż w kantorze). Waluta Bułgarska ma stały przelicznik w stosunku do euro na poziomie 1,- euro = 1,98 leva. W zasadzie mamy dwie możliwości podróży. Jedna to samochód, i nie prawdą jest, że w Rumunii są same złe drogi, a człowiek powinien się bać, że go okradną lub napadnie go jakieś zwierzę. Są odcinki gorszej drogi, ale są i autostrady. Noclegi są na przyzwoitym poziomie i nie drogie (nocleg przy tak długiej trasie jest raczej wskazany). Chociaż są również tacy, którym zależy na czasie. Jazda za jednym podejściem zajmuje ok.26 godzin. Na stacjach benzynowych można płacić kartami. Drugim sposobem jest podróż samolotem. Lot z Warszawy do Warny trwa około dwóch godzin. Możemy skorzystać z usług Lot’u (raczej drogo), Norwegian’u (bardzo konkurencyjna oferta), i Malev’a (trafiają się tanie loty a przewoźnik nie pobiera dodatkowych opłat za transport kijów golfowych). Oczywiście nie ma większych problemów z wynajęciem na miejscu auta. Sam region Balczika obfituje w turystów z całego świata. Dużo domów kupili tu Anglicy, Szwajcarzy, Belgowie, Niemcy, oczywiście Rosjanie i nieliczni Polacy. Normalnie panie Europa!
Jeżeli kogoś zainteresowałem tym kierunkiem, to proszę się nie krępować i pisać na mój e-mail, a chętnie pomogę i doradzę. Zwłaszcza, że jak wspomniałem, nawiązaliśmy trochę przyjaźni, które przy okazji umożliwiają nam załatwianie zniżek na wybrane oferty pól golfowych. Zamierzam z rodziną spędzić w Bułgarii cały lipiec i „przetestować” nowe atrakcje. Wybieram się z dziećmi na coroczny festiwal muzyki rockowej (bywają takie kapele jak: Slayers, Motorhead, Skorpins, Alice Copper), małżonka zamierza zażywać leczniczych kąpieli błotnych w Tuzlacie. No i oczywiście GOLF! Ale o tym, mam nadzieję, napiszę po powrocie z wakacji.
Na koniec dla zainteresowanych podaję adresy internetowe wspomnianych pól golfowych, e-mail do siebie, oraz dwie ważne rady.
Pierwsze: drogie Panie, nie wysyłajcie swoich mężów po bułki, po bułgarsku „bułka” to narzeczona.
Drugie: drodzy Panowie, rozmawiając z Bułgarem nie używajcie sława „kurcze”, jest to niezbyt eleganckie określenie na…..męskie przyrodzenie.
Ta Bułgaria to czysty surrealizm, czyż nie?
Pozdrawiam serdecznie, i mam nadzieję do zobaczenia na bułgarskich polach golfowych,
kkorasiak@gmail.com
www.lighthousegolf resort.com
www.blacksearama.com
www.thraciancliffs.com