Corey Pavin – mały – wielki człowiek …
Niewielki wzrostem – wielki duchem. Prawdopodobnie najkrócej uderzający gracz od czasów, kiedy w golfa grało się jeszcze piłkami pierzastymi. Po dziesięciu latach milczenia, dwustu czterdziestu dwóch turniejach bez zwycięstwa, Corey Pavin znowu dał o sobie znać, wygrywając swój piętnasty tytuł US PGA Tour. Już bez charakterystycznego, zadziornego wąsa – za to z tą samą oszałamiającą krótką grą, celnością godną najlepszego snajpera i dwusetną pozycją w statystykach długości pierwszego uderzenia, pokazał jak powinien wyglądać widowiskowy powrót po latach.
A zrobił to w WIELKIM stylu …
Jako 162 gracz w rankingu światowym – nasz bohater na pewno nie był faworytem rozgrywanego w Milwaukie – U.S. Bank Championship, zwłaszcza, że jeszcze ani razu tego roku nie ukończył żadnego turnieju nawet w pierwszej dziesiątce, a przez kata udało mu się przejść w zaledwie ośmiu z szesnastu występach.
Tym razem było nieco inaczej, a ostre strzelanie rozpoczęło się już pierwszego dnia. Tego dnia mocno natchniony Corey potrzebował całych dwudziestu sześciu (!!!) uderzeń na ukończenie pierwszych dziewięciu dołków!!! To mniej więcej tak jakby teraz, nagle i bez ostrzeżenia, przebywająca na sportowej emeryturze Marlene Ottey, przebiegła setkę w jakieś osiem sekund. No może… dziewięć sekund! W każdym razie BARDZO szybko… Do tej pory zaledwie czterem graczom w historii golfa udało się zagrać dziewięć dołków w 27 uderzeń. Wśród nich są: Mike Souchak, Billy Mayfair oraz Robert Gamez i Andy North – również grający w turnieju w Milwaukie.
Osiem uderzeń poniżej para na dziewięciu dołkach!!! Dziesięć patów! Rany!!! Strach się bać! Można nawet troszkę spekulować i myśleć co by było gdyby… Pavin kontynuował swoją zabójczą passę na kolejnych dziewięciu dołkach. Wtedy – oczywiście teoretyzując – mógłby zakończyć rundę z wynikiem 52 uderzeń. Jak miałaby się do tego owa magiczna liczba 59 – uważana za absolutny szczyt marzeń każdego gracza. Niestety druga część pola nie okazała się już tak szczęśliwa, a „wystrzelany” z amunicji Pavin zagrał zaledwie jeden birdie i osiem parów, kończąc dzień z wynikiem 61 uderzeń … słabiutko.
Potem jednak wciąż nie było „najgorzej”. Druga runda zagrana na 64 pozwoliła wyrównać dotychczasowy rekord uderzeń po dwóch dniach gry – 125, należący do: Toma Lehmana, Billy Mayfaira i Tigera Woodsa. Dalej też było ciekawie, zwłaszcza po magicznym i bardzo widowiskowym niedzielnym „eagle” zagranym długim ironem na ósmym dołku par 4. Od tej pory Pavin miał już para na każdym następnym dołku i z wynikiem 67 pokonał Jerrego Kelly dwoma uderzeniami. Było to jego pierwsze zwycięstwo od rozgrywanego w 1996 roku Colonial Open i drugie w karierze zdobyte w Milwaukie.
Ta wygrana była powrotem do wspaniałej przeszłości…
Corey Pavin urodził się szesnastego listopada 1959 roku w Oxnard w Kalifornii. Swoją przygodę z golfem rozpoczął już w wieku sześciu lat, towarzysząc swoim dwóm starszym braciom w wizytach na polu. W tym czasie nie traktował golfa jednak zbyt poważnie i do piętnastego roku życia miał może jakieś cztery do pięciu formalnych lekcji golfa.
Dopiero w wieku piętnastu lat trafił pod skrzydła swojego pierwszego, poważnego trenera – Bruce’a Hamiltona – head pro w Las Posas Country Club. W tym czasie zaczął robić gwałtowne postępy, wygrywając w wieku siedemnastu lat Los Angeles City Men’s Golf Championship i stając się tym samym najmłodszym zwycięzcą tego turnieju w sześćdziesięcioletniej historii.
Następnym trenerem był Eddie Merrins , na słynnym uniwersytecie UCLA, gdzie Corey objęty był stypendium golfowym. Pod jego skrzydłami już na drugim roku studiów Corey znalazł się w pierwszej drużynie All American i wygrał sześć turniejów. Co najciekawsze-podczas debiutanckiego roku nie wygrał absolutnie niczego i poświęcił się roli caddiego.
Z kolei w swoim ostatnim roku uniwersyteckim był prawdziwym zwycięzcą, wygrywając pięć turniejów i zdobywając w 1982 roku tytuł Uniwersyteckiego Gracza Roku.
Już wtedy Pavin znany był ze swojego raczej trudnego do okiełznania temperamentu, który często przysparzał mu wielu kłopotów. Podczas swoich ostatnich rozgrywek uniwersyteckich – NCAA Championship, po złym starcie w pierwszej rundzie mistrzostw i zagraniu beznadziejnego (zdaniem Pavina) wyniku 74 cisnął nie podpisaną przez markera kartę wyników na stolik sędziowski. W ten sposób został oczywiście zdyskwalifikowany w turnieju indywidualnym, zadowalając się do końca mistrzostw tylko grą dla drużyny
Po ukończeniu studiów przeszedł na zawodowstwo w 1982 roku i wyjechał na światowe wojaże, zdobywając pięć tytułów w dość odległych zakątkach ziemi: Europie, Afryce Południowej i Nowej Zelandii.
W 1984 roku zakwalifikował się do US Tour – grając w finałowej rundzie Q-School imponujące 66 uderzeń. W swoim pierwszym roku występów w US PGA Tour wygrał turniej Houston Coca Cola Open, pokonując we wspaniałym stylu lokalnego faworyta Johna Mahaffeya.
Przez następną dekadę niemal każdego roku wygrywał przynajmniej jeden turniej PGA Tour lub turniej zagraniczny, a sezon 1991 ukończył na pierwszej pozycji w rankingu zarobków najlepszej golfowej ligi świata. Nawiasem mówiąc był on też ostatnim graczem w historii, który dokonał tego wyczynu zarabiając mniej niż milion dolarów. Od tamtej pory pozycja ta należy się już wyłącznie milionerom lub multimilionerom. Trzykrotnie był członkiem drużyny Ryder Cup w latach 1991,1993 i 1995, a drużyny Presidents Cup dwukrotnie w 1994 i 1996 roku. Wygrał w sumie 24 turnieje na całym świecie.
Wszyscy jednak zgadzają się, że kulminacyjnym punktem w karierze Pavina okazało się wspaniałe zwycięstwo z 1995 roku w US Open, a uderzenie czwórką wood na otoczony bunkrami osiemnasty green pola Shinnecock Hills uznawane jest za jedno z najwspanialszych zagrań w historii US Open.
Grając wówczas w grupie przed Gregiem Normanem, za wszelką cenę chciał utrzymać jednopunktowe prowadzenie. Do zagrania było ni mniej ni więcej, tylko 228 jardów i drobny Pavin dosłownie musiał wyskoczyć z butów, żeby się tam dostać. To uderzenie po prostu musiało być idealne. Tak też się stało… Piłka zagrana delikatnym drawem na znajdujący się po lewej stronie green spadła miękko na fringe, potoczyła przez green i zatrzymała pięć stóp od dołka. Dwa putty, dały mu dwupunktowe zwycięstwo nad Gregiem, który zresztą nie wytrzymał presji i w tym samym czasie zagrał bogeya na dołku siedemnastym.
Paradoksalnie po tych wydarzeniach rozpoczął się powolny spadek w rankingach, a po wygraniu turnieju Colonial nastąpiła długa, dziesięcioletnia przerwa w zwycięstwach i drastyczny spadek notowań.
Teraz znów powrócił. Miejmy nadzieję, że nie będzie to tylko jednorazowy przebłysk formy i Corey Pavin ponownie na stałe zagości w czołówkach turniejów, pokazując wszystkim, co w tej grze jest naprawdę ważne.
Jedno już wiemy na pewno… nie tylko długość się liczy…