ARCHITEKCI PÓL GOLFOWYCH
Mam niewątpliwą przyjemność rozpocząć od przedstawienia najstarszej współcześnie działającej firmy zajmującej się projektowaniem pól – jest to Hawtree Ltd.
Rozmawiam z właścicielem firmy i jej mózgiem, doktorem Martinem Hawtree, przedstawicielem trzeciego pokolenia projektantów.
Rozmowa odbywa się na polu golfowym w Naterkach koło Olsztyna, gdzie jako generalny wykonawca nowego pola golfowego przedyskutowuję codzienne sprawy związane z budową pola zaprojektowanego przez mojego rozmówcę. Jednak Martin, choć inżynier z zawodu, nie poprzestaje na dyskusji o problemach technicznych. Próbuje raczej odnieść te problemy do ogólnej koncepcji pola oraz strategii gry. Powoli rozmowa zaczyna schodzić na inne tory. Martin opowiada o historii swojej firmy, a ja nieoczekiwanie staję w pozycji reportera przeprowadzającego z nim wywiad. Martin jest oszczędny w słowach, uważnie słucha pytań i po zastanowieniu opowiada o swojej przygodzie z golfem.
Martin Hawtree: Hawtree Ltd w przyszłym roku skończy 90 lat. Na ten okres składa się praca trzech pokoleń – mojego dziadka Freda George’a Hawtree, ojca Freda Williama Hawtree i moja. W tym czasie zaprojektowaliśmy lub zbudowaliśmy 250 nowych pól golfowych i pracowaliśmy na 500 już istniejących.
Zakładaliśmy pola głównie w Europie, ale czasem wychodziliśmy poza jej granice – pracowaliśmy w USA, na przykład w Północnej Karolinie, w północnej i południowej Afryce, w Indiach i Brazylii. A obecnie także w Polsce.
Imię i Nazwisko: Co jest według Ciebie najważniejsze w projektowaniu pola golfowego?
– Zasadą jest, aby wszystkie dołki były dostępne do gry dla każdego gracza, niezależnie od jego umiejętności. Ale powinny być na tyle przemyślane, aby ich pokonywanie było wyzwaniem dla tych bardziej wprawnych.
Jakie masz uwagi dotyczące budowy pól golfowych w Polsce, jakieś szczególne dla naszego kraju?
– Mam świadomość, że rynek golfowy w Polsce jest jeszcze niewielki. Dlatego nie sądzę, aby budowanie bardzo drogich pól było dobrym rozwiązaniem. Zamiast tego powinno się budować proste pola z „kręgosłupem” pola mistrzowskiego, tak aby z czasem mogły się rozwijać i zostać przekształcone przede wszystkim poprzez niewielkie zmiany w krajobrazie lub przez wprowadzanie kolejnych elementów ozdobnych. W ten sposób rozwija się nie tylko wygląd pola, ale także sposób gry na nim. Podstawowym celem budowy pól w Polsce obecnie powinno być generowanie coraz liczniejszej grupy graczy w golfa.
Czy jest jakieś charakterystyczne dla Polski wyzwanie przy budowie lub projektowania pola, np. związane z klimatem lub innymi warunkami?
– W Polsce brakuje generalnych wykonawców z wieloletnim doświadczeniem. Wielu architektów boi się współpracy z takimi firmami, uważając ją za ryzykowną. Ja nie mam takich obaw. Cieszy mnie praca z ludźmi, dla których konstruowanie pola golfowego nie jest codziennością. Taka sytuacja pozwala uzyskać niestereotypowe efekty. Niedoświadczeni ludzie działają instynktownie, a nie rutynowo, poza tym dokładniej stosują się do szczegółowych wskazówek architekta, nie korygując ich według własnego doświadczenia.
W latach 80. w ten sposób pracowałem w Turcji, dokąd ekspertów przywieźliśmy z Irlandii. Tak samo było w początkach golfa we Francji czy Hiszpanii. W Hiszpanii do porozumiewania się z operatorami maszyn wykonujących prace ziemne wystarczyły mi dwa wyrażenia: massuave (łagodniej) oraz demasiado pendiente (zbyt stromo). Te dwa wyrażenia pokazują, jakie są podstawowe zasady przy kształtowaniu pola, które wykonawca pracujący pierwszy raz na takim terenie musi przyswoić.
Inną trudnością mogłyby być kłopoty z uzyskaniem odpowiednich materiałów koniecznych na takiej specyficznej budowie. Choć w Naterkach nie wydaje się to być problemem.
Jakie były losy projektu tego konkretnego pola?
– Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem ten teren, miałem zamiar umieścić hotel na najwyższym wzniesieniu w centrum pola, aby uzyskać z niego najbardziej malowniczy widok. Jednak tym samym całe pole golfowe byłoby skierowane na hotel i przyległe parkingi. Obawiałem się, że w efekcie hotel zbyt zdominuje i wręcz przytłoczy całe pole, więc zrezygnowałem z tego pomysłu. Poza tym domek klubowy miał się znajdować w tyle pola, tam gdzie obecnie jest zlokalizowany hotel. Ostatecznie postanowiłem pozostawić pierwotny wjazd na pole, który już jest znany dotychczasowym użytkownikom. Choć sam domek miał się znaleźć bardziej w głębi.
Zastosowałem tu zresztą moją stałą zasadę, aby domek klubowy i hotel nie były obok siebie. Tworzyłyby one zbyt duży kompleks, trudny do wkomponowania w krajobraz. Dla przykładu mogę przytoczyć często spotykane w Turcji rozwiązanie, gdzie domek klubowy jest właściwie jednym skrzydłem kompleksu hotelowego. Tym samym grę na polu rozpoczyna się w miejscu, do którego dochodzi cały zgiełk hotelowy. A uważam, iż dla koncentrującego się gracza nie ma nic gorszego niż hałas z basenu przyhotelowego pełnego rozbawionych gości lub odgłosy gry w tenisa ziemnego na hotelowych kortach.
Wrócę do projektu w Naterkach. Wyzwaniem przy projektowaniu był teren w kształcie litery L. Pierwotnie układ dołków pozwalał na rozpoczęcie gry na jednej dziewiątce od hotelu, i na drugiej – od domku klubowego. Jednak takie rozwiązanie spowodowało, że cały układ pola wydawał się zbyt sztywny i rygorystyczny. Przeprojektowałem zatem całość w ten sposób, że gra przebiega na polu w bardziej swobodnym układzie, trasa gracza praktycznie meandruje po całym polu przy zachowaniu oczywiście jej ciągłości. Takie rozwiązanie pozwoliło na urozmaicenie gry.
Jeśli chodzi o klimat i przyrodę Polski – nie stwarzały one specjalnego utrudnienia. Za każdym razem pracuję z zastanym w konkretnym miejscu krajobrazem i środowiskiem. Staram się nie narzucać specyficznego krajobrazu pola golfowego zastanemu terenowi. Chcę, aby z istniejącego naturalnego układu wyrastały poszczególne elementy pola. Styl Hawtree w projektowaniu jest rozpoznawalny w świecie. Chciałbym myśleć, że pomimo to subtelnie zmienia się on w zależności od miejsca, gdzie powstaje pole.
Ale zawsze najważniejszą zasadą jest uczciwość w grze – aby poszczególne dołki były tak skonstruowane, by dobre uderzenie było nagrodzone, a złe ukarane.
Który dołek w Naterkach jest twoim ulubionym?
– W tej chwili jest jeszcze zbyt wcześnie, by to określić. Choć zwykle jest to ten, nad którym aktualnie pracuję.
Wracając do Twojej firmy, w jaki sposób zainteresowaliście się budową pól?
– Mój dziadek doszedł do projektowania pól od strony technicznej. Był greenkeeperem i w ten sposób zainteresował się samą konstrukcją pól.
We wczesnych latach 20. spotkał J.H. Taylora – wówczas jednego z trzech najlepszych graczy w golfa. Razem założyli firmę Hawtree & J.H. Taylor, i to właśnie nazwisko Taylor przyciągało uwagę. Z początku zajmowali się i projektowaniem, i budową pól golfowych. Od początków firmy do II wojny światowej zbudowali razem ok. 50-60 pól.
Po wojnie do dziadka dołączył mój ojciec i założyli firmę Hawtree & Son. Zarzucili oni budowę na rzecz samej architektury pól golfowych.
Firma Hawtree Ltd osiągnęła już bardzo wiele – macie na swoim koncie projekty oraz wykonanie wspaniałych pól, jej nazwa cieszy się duża renomą. Co jest obecnie waszym wyzwaniem i celem?
– Nie mamy jakiegoś specjalnego wyzwania poza tymi, które towarzyszą każdemu kolejnemu projektowi. Nie mamy ambicji stać się firmą potężniejszą ani bardziej znaną, ani też budować coraz droższych pól golfowych. Nadal chcemy pracować w nowych miejscach, cieszyć się pracą nad różnymi krajobrazami, obcować z coraz to nowymi kulturami i tworzyć wyjątkowe w swoim charakterze, zespolone z miejscem, na którym powstają, pola golfowe.