Zielono mi…
Bardzo długo zastanawiałam się nad wstępem do tego artykułu. Większość tekstów dotyczących golfa rozpoczyna się od dat, nazw miejscowości i wyników turniejów. Podobno, jeśli pięć pierwszych wersów nie zainteresuje czytelnika, nie kontynuuje on lektury. Koledzy po fachu na pewno wiedzą, co robią i nie bez powodu tak właśnie zaczynają. Ja jednak wybiorę inną drogę. Zrezygnuję z leadu najeżonego rankingami oraz cenami i wybiorę nieprzetartą, krętą ścieżkę. Czasem warto zejść z głównej drogi, żeby zobaczyć coś, czego nie dostrzegą turyści w wycieczkowym autokarze podążającym autostradą.
Dla mnie golf to coś więcej niż ceny i wyniki. Wpadała mi do głowy pewna scena z serialu „Rodzina Soprano”. Główny bohater filmu, bynajmniej wcale nie zapalony sportowiec, w obawie przed podsłuchami FBI swoje ciemne interesy załatwia właśnie na polu golfowym. Na ogromnej zielonej przestrzeni może pozwolić sobie na swobodne rozmowy i uwagi, może zaznać prawdziwej wolności słowa. Zabrzmi to pewnie dosyć górnolotnie, ale dla mnie golf także oznacza wolność. Na polu nie dopadnie mnie dźwięk faksów, telefonów, klaksonów samochodów i miejskiego gwaru. W zamian za to wsłuchuję się w śpiew ptaków, delikatny turkot golfowego wózka i raz na jakiś czas (mam nadzieję, że wkrótce będzie dane mi to częściej) mogę usłyszeć charakterystyczny dźwięk czystego uderzenia piłeczki w moim wykonaniu rzecz jasna. To właśnie ten dźwięk sprawił, że zakochałam się w golfie. Pamiętam, kiedy po raz pierwszy wybrałam się na pole golfowe. Niesamowite wrażenie wywarła na mnie ogromna połać zieleni rozpościerająca się dookoła. Przyszedł mi wówczas do głowy pierwszy wers „Stepów akermańskich”: Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu… Nie wiem, co prawda, jaki widok przed oczami miał Mickiewicz piszący te słowa, ale to właśnie one przyszły mi wtedy na myśl. No i zaczęło się… Początki jak zawsze – były trudne. Machanie kijem, niezgrabne półobroty, kij celnie omijający piłeczkę, powyrywane kępki trawy. W duchu zadawałam sobie pytanie, co ja tutaj robię. I nagle jakiś cudem, mocno zniechęcona i rozczarowana, najpierw usłyszałam, a po chwili już podziwiałam długi i wysoki lot. Złapałam bakcyla.
Uwielbiam noce, kiedy zmęczona kilkugodzinnym wysiłkiem zasypiam, przed oczami wyobraźni mam zielone przestworza i powiewające na wietrze chorągiewki. Już prawie śpię, a w głowie wciąż słyszę szum wiatru, który towarzyszył grze. Golf to wspaniały sposób na relaks. Łączy w sobie optymalną kombinację ruchu ludzkiego ciała i kontaktu z przyrodą. To zdrowa i najbardziej bezpieczna forma rekreacji. Pozwala utrzymać świetną kondycję do późnej starości. Jednocześnie jest jedną z nielicznych dyscyplin, w których różne pokolenia stają do równej walki. Golf wymaga nie tylko wysiłku fizycznego, ale również planowania, myślenia i koncentracji. Tymczasem, jak dowodzą badania, najczęstszym elementem, który zawodzi w walce sportowej, jest psychika. Szukając sposobu na moją „niepokorną” psychikę, trafiłam na artykuł poświęcony stanowi relaksu. Relaks ma dobroczynny wpływ nie tylko na pracę naszego mózgu, ale również na funkcjonowanie naszego ciała. Towarzyszy mu spokój, uczucie rozluźnienia, pozytywne myślenie, a także wyższy stopień koncentracji. Nasz oddech pogłębia się i zwalnia, przez co zmniejsza się zużycie tlenu, a serce pracuje oszczędniej. Nasza pamięć poprawia się, podobnie nasza uwaga. Dzięki przebywaniu w stanie relaksu zwiększa się poczucie własnej niezależności, następują korzystne zmiany osobowości i stabilizacja reakcji emocjonalnych. Stan relaksu można osiągnąć poprzez medytacje, zajmuje to jednak sporo czasu. Inny, łatwiejszy sposób to wykorzystanie specjalnego urządzenia dostępnego na polskim rynku. Nauka relaksu tym sposobem zajmuje co najwyżej kilka dni. Podczas odpoczynku wyobrażamy sobie miłe, przyjemne chwile (łatwo zgadnąć, o czym w takiej chwili myśli fanatyk golfa). Dodatkową zaletą urządzenia jest również i to, że może być wykorzystane do zapamiętywania rozmaitych informacji, a nawet do nauki języków obcych. Skoro na wstępie zadeklarowałam, że będę szła krętą i wyboistą ścieżką, powinnam być konsekwentna i znaleźć sposób na niestandardowe zakończenie. I dlatego, by było inaczej niż we wszystkich artykułach poświęconych golfowi, trawestując Gombrowicza, wykrzyknę: – Koniec i bomba, kto nie gra w golfa, ten trąba!
Do zobaczenia na polu!